Wpis ten (symbolicznie) dedykowuję pamięci
pań Perez, Lewis, Quirke, Tolin, Farrow i wszystkim innym.
Doskonale wiemy, że żeby stworzyć postać interesującego policyjnego (lub nawet niepolicyjnego) detektywa na potrzeby telewizji, musimy koniecznie wymyślić coś, co będzie go wyróżniać. Możemy mu wymyślić charakterystyczne cechy (takie jak nadludzka spostrzegawczość, czy umiejętność odkrywanie kłamstw), zaburzenia (jak – powiedzmy – agorafobia, socjopatia, czy zaburzenia z szerokiego spektrum autyzmu), uzależnienie albo zwykłe nieprzystosowanie społeczne. Możemy uderzyć w stronę wymyślenia możliwie najdziwniejszego zawodu i wytłumaczenia dlaczego mimo wszystko będzie rozwiązywał zagadki kryminalne (od poziomu łatwego: patolożka, psycholog, przez średni: antropolożka, ludzie sprzątający miejsca śmierci, po trudny: pisarz, duchowny). Możemy wreszcie całkowicie odpuścić sobie realizm i wymyślić, dajmy na to, bohatera nieśmiertelnego albo, przykładowo, tajemniczo obudzonego po dwóch i pół wiekach (lub – przeciwnie – 33 lata wcześniej).
To wszystko dobre, sprawdzone metody, często stosowane zbiorczo. Ale klasyka klasyki to oczywiście przeszłość. Możliwie mroczna. A jeżeli już nie mroczna, to przynajmniej smutna, zawierająca jakąś stratę lub morze nieszczęść. Ostatecznie może po prostu przepracowywać się na śmierć. Generalnie, kiedy rozważymy telewizyjnych detektywów jako zbiorowość, ludzie względnie normalni i z normalnym życiem będą się wśród nich trafiać niezwykle rzadko (i, prawdopodobnie, czuć mocno nieswojo). To pewnie powód dla którego taką sympatią darzę seriale w rodzaju Midsomer Murders, Death in Paradise czy nawet Scott and Bailey, z postaciami, które można spokojnie nazwać normalnymi i nie przestrzeli się przesadnie. Możliwe, że jeśli opisane wyżej mechanizmy będą się dalej pogłębiać, ktoś w końcu wpadnie na genialny pomysł i nakręci serial o detektywie fascynującym ponieważ nie ma żadnych cech specjalnie znaczących i dziwacznych.
Póki co tacy bohaterowie i bohaterki trafiają się niezwykle rzadko (chociaż bohaterki jakby częściej, widać ciągle bycie kobietą uznawane jest za wystarczająco wyróżniającą cechę), więc poza ich wyłapywaniem i hołubieniem, oglądam detektywów zwyczajnych, czyli nadzwyczajnych. Ostatnio trafiam głównie na takich z traumatycznymi doświadczeniami, a najczęściej na takich co stracili żonę. Skoro więc w ciągu ostatnich kilku miesięcy natknęłam się na co najmniej pięć takich przypadków, postanowiłam uznać, że to sprawa poważna i poświęcić jej notkę.
Podejdźmy więc do sprawy metodycznie i zastanówmy się, czy za ten motyw jest odpowiedzialny jakiś seryjny scenarzysta. Doktor Tony Hill* z Wire in the Blood wytłumaczył mi ostatnio, że według jednej z definicji o serii możemy mówić dopiero przy czterech sprawach. Nie miał zresztą racji, bo był ekranizacją powieści z 1995 roku, a teraz definicje mówią już o dwóch. Poza tym wydarzenia musi oddzielać pewien czas i często zdarzają się w różnych miejscach. Przyjrzyjmy się więc naszym sprawom.
1. Prey (2014)
![John Simm jak zwykle doskonały, ale serial też niczego sobie.]()
John Simm jak zwykle doskonały, ale serial też niczego sobie.
Serial** świeżutki, z końca kwietnia tego roku. Jego podstawowym atutem jest John Simm w roli Marcusa Farrowa. Historyjka dość schematyczna dla tego gatunku: gliniarzowi ktoś zabija żonę i dziecko, gliniarz zostaje oskarżony o morderstwo, gliniarzowi udaje się uciec, gliniarz szuka winnych, bo chce się zemścić.
Jednocześnie poza typowymi zagraniami mamy tu bardzo solidny scenariusz, ładny rozwój postaci w zaledwie trzech odcinkach (świetna jest choćby policjantka zajmująca się sprawą), piękny warsztat (dźwięk, muzyka, światło praca kamery, takie tam – ujęcia bywają naprawdę piękne) i bardzo dobre w porywach do świetnego aktorstwo (John Simm, oczywiście, ale też Rosie Cavaliero w roli wspomnianej policjantki).
Polecam, może bez ogromnego nacisku, ale z przekonaniem. Moim zdaniem każdy kolejny odcinek jest lepszy od poprzedniego, a już pierwszy jest bardzo ciekawy (strasznie podoba mi się konstrukcja, w której początek opowieści to ucieczka Marcusa z więziennego vana). Dodatkowo, w ramach ciekawostki IMDb donosi, że This project was shot using available light only (without film lighting) and without traditional grip equipment. It is thought to be the first mainstream show shot this way in UK. Może to Was zaciekawi.
Prey [Red Production Company for ITV, 3×60′]
2. Shetland (2013–)
![Szetlandy mogą sobie mieć ponad dwa razy mniej ludności niż Zgierz, ale trochę trudniej dotrzeć na miejsce przestępstwa.]()
Szetlandy mogą sobie mieć ponad dwa razy mniej ludności niż Zgierz, ale trochę trudniej dotrzeć na miejsce przestępstwa.
Serial w którym absolutnie się w tym roku zakochałam. Detektyw Inspektor Jimmy Perez niedawno wrócił na Szetlandy po śmierci żony. Opiekuje się jej córką z pierwszego małżeństwa i zajmuje się zwalczaniem zbrodni na wyspach. Żeby było ciekawiej, w tym samym mieście mieszka też biologiczny ojciec jego córki, z którym DI Perez się przyjaźni. A na Szetlandach, oczywiście, znajdzie wystarczająco trupów, żeby być zajętym.
Owszem, zakochałam się przede wszystkim w przepięknych ujęciach wysp, ale (chociaż to wystarcza, żeby patrzeć i patrzeć) serial ma dużo innych zalet, które tę miłość wzmocniły. Po pierwsze i zaskakujące: absolutnie nie jest przemroczniony. W odcinku może występować dziwaczny człowiek z oswojonym krukiem, ale całość nie stara się przekonać widza, że na całych Szetlandach ludzie tylko piją, płaczą, gwałcą i mordują. Przeciwnie, sprawy są ciekawe i ładnie skonstruowane. Za te dwie zalety możemy podziękować Ann Cleeves, na której powieściach został oparty serial. I może trochę komuś, kto zdecydował, że każdej sprawie poświęcone zostaną dwa godzinne odcinki, dzięki czemu wszystko ma naprawdę szansę wybrzmieć.
Poza tym mamy tu bardzo dobre aktorstwo (Douglas Henshall wyrasta na jednego z moich ulubionych aktorów kryminalnych), a że aktorzy mają co grać, patrzy się na to z radością. Układy rodzinne głównego bohatera też są rozgrywane bardzo ciekawie i zupełnie niestereotypowo. Pewnie dzięki bliskości Szetlandów i Skandynawii… Co więcej, moje mroczne serduszko rozgrzewają urocze szczegóły, które tak rzadko można zobaczyć w ponurych filmach o dzielnych detektywach: DI Perez nosi ciepłe wełniane swetry, a jak wychodzi na zewnątrz i jest zimno, zamiast cierpieć w milczeniu i być twardym mężczyzną – wkłada czapkę (!). Do tego ślicznie pokazane realia życia i pracy na małych wysepkach i mamy serialowy majstersztyk.
Zdecydowanie jeden z moich ukochanych seriali zeszłego roku.
Shetland [ITV Studios for BBC Scotland, 8×60′, 2 serie, trzecia w 2015]
3. Collision (2009)
![Detektyw Tolin będzie się musiał odkryć prawdę i zmierzyć się ze swoimi demonami.]()
Detektyw Tolin będzie się musiał odkryć prawdę i zmierzyć się ze swoimi demonami.
Wspominałam już, że Douglas Henshall wyrasta na mojego ukochanego aktora kryminalnego? Tutaj mamy drugi powód, dla którego wspominałam. Serial, który miałam na oku od czasu, kiedy miał premierę. W końcu dałam mu szansę głównie ze względu na to, że w jednej z ról występuje Paul McGann, a ja potrzebowałam obejrzeć coś z Paulem McGannem. Oczywiście, sam McGann byłby wystarczającym powodem, żeby polecać (zresztą poza nim obsada aż się skrzy od aktorów, których znamy i kochamy z BBC), ale okazało się, że w Collision jest sporo więcej.
Detektyw Inspektor John Tolin wraca do pracy po przerwie spowodowanej śmiercią żony w wypadku samochodowym, w którym okaleczona została również jego córka. Oczywiście, pierwsza sprawa jaka się trafia (i jaką za wszelką cenę chce poprowadzić), to sprawa karambolu na autostradzie, którego przyczyny koniecznie trzeba wyjaśnić, a najlepiej, żeby tymi przyczynami nie okazali się policjanci drogówki ścigający czarnego chłopaka, bo kto by chciał mieć na głowie proces o rasizm i prześladowanie mniejszości. Drugie oczywiście: z policjantką, która współprowadzi śledztwo ma wspólną burzliwą przeszłość.
Wszystko to brzmi jak bardzo typowa policyjna fabułka z dużym naciskiem na przeżycia prywatne bohatera. Ale otóż nie. Cały urok tego serialu polega na konstrukcji, dzięki której razem z naszym dzielnym detektywem dowiadujemy się coraz więcej o uczestnikach wypadku. Obserwujemy jednocześnie pracę policji starającej się dociec jego przyczyn i wydarzenia sprzed (a potem także te w trakcie i po) wypadku. Poznajemy naszych bohaterów, zaczynamy ich darzyć emocjami, a jednocześnie wiemy do czego wszystko zmierza. Świetnie napisany scenariusz*** wyszedł spod klawiatury Anthony’ego Horowitza (tak, tego od Domu jedwabnego), który poza byciem uznanym pisarzem jest też doskonałym scenarzystą z ogromnym doświadczeniem.
Do tego obsada zawierająca sporą część najlepszych aktorów drugoplanowych, jakich trzyma w szafie BBC. Poza wymienionymi Douglasem Henashallem i Paulem McGannem, mamy też Phila Davisa, Davida Bambera, Claire Rushbrook czy Christophera Villiersa. Kawał świetnego aktorstwa. A na deser, piątym odcinku, jedna z najpiękniejszych scen w historii telewizji, rozgrzewająca serce każdego nerda. Warto, naprawdę warto.
Collision [Greenlit Productions for ITV, 5×45′]
4. Lewis (2006–)
![DI Lewis i sierżant Hathaway to najlepiej napisana para detektywów jaką widziałam od lat.]()
DI Lewis i sierżant Hathaway to najlepiej napisana para detektywów jaką widziałam od lat.
Inspektor Morse jest w brytyjskiej telewizji instytucją. Licząc razem z odcinkami specjalnymi, serial o jego śledztwach miał 33 części (od 1987 do 2000) i zawierał niemal tylu ważnych brytyjskich aktorów, co ekranizacje Agathy Christie. Sześć lat po jego zakończeniu, swojego własnego serialu doczekał się wierny sierżant Morse’a, Robert Lewis. Tym razem sam jest Detektywem Inspektorem i wraca do Oksfordu kilka lat po (co Was może już nie zaskoczyć) śmierci żony w wypadku samochodowym. Do pomocy dostaje sierżanta Hathawaya i razem rozwiązują zagadki Oksfordu.
To miał być miły i niewymagający sposób spędzenia długich zimowych wieczorów i wcale się wiele po Lewisie nie spodziewałam. Okazało się, że serial jest dowcipny, zagadki względnie sensowne (z pewnymi wyjątkami), ale najwięcej radości sprawiła mi relacja między głównymi bohaterami. Zupełnie znienacka trafiłam na najbardziej naturalne dialogi i najładniej napisaną parę detektywów jaką widziałam od lat. Lewis i Hathaway mówią i zachowują się dokładnie tak, jak to robią ludzie, których znam (wbrew pozorom to niesamowicie rzadkie w telewizji). Dodajmy do tego widoczki Oksfordu i mnóstwo nawiązań do wszelkiej kultury i popkultury i jestem kupiona.
Biorąc pod uwagę, że kolejny spinoff Morse’a – Endeavour – jest ostatnio na podium moich ukochanych seriali ever, a kilka książek Colina Dextera o inspektorze przeczytałam z ogromną przyjemnością (oraz wysłuchałam słuchowisk na ich podstawie – z równą przyjemnością), uznaję się za całkowicie zindoktrynowaną wyznawczynię Morse’a. I mam szczerą nadzieję, że za jakieś 10-15 lat (po długim i szczęśliwym żywocie Lewisa), w telewizji pojawi się kolejny serial detektywistyczny o Oksfordzie, tym razem pod tytułem Hathaway.
Lewis (+pilot) [Granada Media/Television, ITV Productions/Studios for ITV, 30×90′, 8 serii, dziewiąta w 2015]
*
Pewne podobieństwo wykazuje też inna z niedawnych spraw, przyjrzyjmy się jej na wszelki wypadek.
5. Quirke (2014)
![Lata pięćdziesiąte w Dublinie osnute są papierosową mgłą.]()
Lata pięćdziesiąte w Dublinie osnute są papierosową mgłą.
Quirke to kolejny z tegorocznych seriali (premiera w Irlandii w lutym, w Anglii w maju) i kolejne moje zauroczenie. To coś, co BBC umie robić doskonale: świetnie obsadzony miniserial osadzony w przeszłości (tym razem mamy Dublin at 50.), który zgrabnie łączy wątki kryminalne z historią głównego bohatera i szerszą panoramą społeczną.
W roli głównej mamy tu świetnego Gabriela Byrne’a, który w ramach odpoczynku od Ameryki zrobił sobie sentymentalną wycieczkę do czasów i miejsca swojego dzieciństwa. Quirke jest patologiem w dublińskim szpitalu, który od 20 lat zapija się po śmierci żony (i innych mrocznych tajemnicach przeszłości), a czasami czuje się zmuszony pomóc policji w dochodzeniu (nie zawsze ku jej radości). Doskonała obsada zawiera też m.in. Michaela Gambona jako przybranego ojca głównego bohatera i Nicka Dunninga w roli jego syna i przybranego brata Quirke’a. Dodajmy do tego ciężkie tematy, mnóstwo whiskey i papierosów oraz mroczny Dublin, a dostaniemy trzy odcinki, które pozostawią nas na głodzie.
Quirke [BBC Drama Production for BBC One & RTÉ One, 3×90′]
***
Poniżej mogę pojawić się spoilery. Staram się trzymać je na uwięzi (i raczej nic ważnego nie zdradzę), ale jeśli jesteście z tego gatunku, który ma uczulenie na najmniejsze szczegóły – aż do podsumowania czytajcie z zamkniętymi oczami.
***
![W ramach przerywnika przedspoilerowego: Lewis i Hathaway, bo naprawdę chcecie obejrzeć Lewisa.]()
W ramach przerywnika przedspoilerowego: Lewis i Hathaway, bo naprawdę chcecie obejrzeć Lewisa.
Jak widać, mamy kilka przypadków w różnym czasie i miejscach (od Dublina do Oksfordu), ale co z modus operandi? A na poważnie(j), przyjrzyjmy się jak nasi dzielni detektywi radzą sobie ze stratą żony. Wbrew pozorom w zasadzie każdy z tych seriali wykorzystuje motyw utraty w innym celu.
Najbardziej klasyczne jest tu Prey, w którym widzimy bohatera świeżo po śmierci żony, najpierw w szoku, a potem skupionego na odkryciu prawdy i zemście. To w zasadzie najprostszy możliwy schemat. Chcemy stworzyć fabułę w której ktoś się mści? Zabijmy mu żonę/dziecko/partnera. Takie fabuły tak naprawdę są samograjami. Nie trzeba nawet specjalnie pokazywać relacji z utraconą osobą, bo i tak wiadomo o co chodzi.
W Prey dostaniemy dodatkowy ciężar gatunkowy pod sam koniec, kiedy okaże się, że nie wszystko było tak piękne, jak wyglądało na pierwszy rzut oka, ale powiedzmy sobie szczerze: tutaj utrata żony to bardziej pretekst niż ciekawy motyw służący do ubarwienia bohatera. Prawdziwie ciekawy byłoby dopiero dowiedzenie się jak Marcus poradzi sobie później. Czy zacznie sobie układać życie jak Jimmy Perez, czy będzie rozpamiętywał jak Quirke, czy może pójdzie tropem bohatera Hinterland****, który ma zwidy, cierpi i generalnie nie nadaje się do pracy.
Oczywiście, że wolimy (my, Ysabell) tych, co próbują sobie radzić. Chyba że nieradzący sobie są tak malowniczy jak Gabriel Byrne z Quirke’a. Quirke stracił żonę jakieś dwadzieścia lat temu, ale ciągle przeżywa i okresowo usiłuje zapić się na śmierć. Oczywiście ma to związek z różnymi okolicznościami dodatkowymi związanymi z jej śmiercią i ich małżeństwem, ale to już trzeba obejrzeć samodzielnie.
W ogóle to jest serial, w którym fabułki detektywistyczne są mocno pretekstowe, a tak naprawdę obserwujemy rodzinną telenowelę i obrazki obyczajowe z epoki. Właściwie wszystko co dzieje się z głównym bohaterem (a niemal wszystko co w ogóle dzieje się w serialu) wynika w jakiś sposób z utraty żony i jej konsekwencji. Poznamy w trzech odcinkach dość dokładnie historię ich znajomości, zawiłości tej historii, rodziny obu stron i ich układy i w ogóle bardziej się będziemy przejmować nieustającym poczuciem winy głównego bohatera niż jakąkolwiek zagadką kryminalną. Ta fabuła jest na zupełnie odwrotnym do Prey biegunie, tutaj wszystko kręci się wokół żony i jej śmierci, chociaż ta nastąpiła tak dawno temu. Przy czym napisane jest to o tyle dobrze, że widz nie ma problemu z kupieniem całej historii z dobrodziejstwem inwentarza.
Natomiast jeśli chodzi o bohaterów, którzy starają się sobie radzić, mamy pozostałych panów. Najsłabiej radzenie sobie wychodzi Jackowi Tolinowi z Collision, który stracił żonę niedawno, codziennie zmaga się z kalectwem córki, w pracy bada sprawę kolizji, a do tego z więzienia wychodzi właśnie sprawca wypadku. Mamy tu znowu bohatera z ogromnym poczuciem winy. Bo przecież nie było go przy wypadku żony. Bo mu nie zapobiegł. Bo na pewno, gdyby był na miejscu coś by poradził. Bo czuje się winny, że nie miał takich układów z żoną jak powinien. I tak dalej i tym podobne. Oczywiście szukając winy w sobie, Jack nie przestaje winić innych, niezależnie od tego czy rzeczywiście mieli jakiś wpływ na wypadek, czy ich wina jest czysto symboliczna. Mamy tu bohatera miotającego się, próbującego jakoś uporządkować swoje emocje, życie i układy z córką.
Zresztą tak naprawdę w samym Collision historia detektywa jest mocno drugorzędna i nie zajmuje tyle czasu, ile można wnioskować z powyższego opisu. Za to strata bardzo pięknie pozwala scenarzyście scharakteryzować bohatera, pokazać jego motywacje i wytłumaczyć relacje z innymi osobami, a wszystko to w stosunkowo krótkim czasie, co jest ważne, bo przecież mamy tu do czynienia z pięcioma krótkimi odcinkami, a na dodatek trzeba je podzielić pomiędzy wielu bohaterów.
W dłuższym serialu takie kwestie można odłożyć na dalszy plan i nie skupiać się na tym konkretnym aspekcie naszego bohatera. Ten sam Douglas Henshall, w Shetland gra znowu bohatera, który niedawno stracił żonę, a do tego ma córkę, którą się opiekuje. Henshall w ogóle bardzo dobrze gra z młodzieżą, świetnie się nadaje do wszystich ról ojców i innych wujów, a wypada w takich scenach dobrze nawet jak konkretna postać nie umie za bardzo z młodzieżą sobie radzić (jak na przykład w Silence*****).
Jimmy Perez z Shetland ma z córką (przypominam że przybraną) stosunki dobre, chociaż nie zawsze. W ogóle ich relacja opisana jest bardzo celnie i jest tak prawdziwa, jak się da w kryminalnym proceduralu. Oboje zresztą cierpią z powodu straty żony i matki, która wyraźnie nastąpiła na tyle niedawno, że ciągle jest świeżą raną. Tutaj jednak bohater nie jest (już?) na etapie szukania winy w sobie czy innych osobach. Jeśli Perez kogoś wini, to Boga, czy może bardziej los. To ten moment, kiedy człowiek zadaje sobie pytanie „dlaczego ja?”, „dlaczego to się przytrafiło właśnie nam?”. Dzięki temu można ładnie wzbogacić wątek relacji z córką i – wspomniany wcześniej – wątek relacji z jej ojcem biologicznym. Strata żony buduje nam tu postać, kiedy najbardziej tego potrzebujemy, na samym początku serialu, a później bohater powoli przestaje być przez nią definiowany. Owszem, zobaczymy jak sobie dalej radzi, ale Jimmy Perez stanie się powoli po prostu Jimmym Perezem, a nie „detektywem, który stracił żonę i cierpi”.
W przypadku inspektora Lewisa w Lewisie było jeszcze łatwiej. Z założenia wszyscy powinni Robbiego Lewisa znać z Morse’a, więc trzeba tyko zaznaczyć co się pomiędzy czasami sierżanta a czasami inspektora pozmieniało. A do takiego zaznaczenia nie ma to jak śmierć żony… Nie, ale poważnie, to był naprawdę dobry ruch. Żona Lewisa ginie potrącona przez samochód, a sprawca ucieka. A my mamy do kolekcji jeszcze inny etap żałoby, czy może jeszcze inną reakcję: nasz bohater ma głębokie poczucie braku domknięcia.
Motyw wypadku żony inspektora będzie wracał co jakiś czas, nie w każdym odcinku będzie istotny, ale pozwoli scenarzystom nie tylko pokazać zmianę bohatera, ale również zbuduje część jego relacji ze współpracownikami. Bo Lewis na początku serialu zdecydowanie ze stratą pogodzony nie jest i w zasadzie każda o niej wzmianka skutkuje mniejszym lub większym wybuchem. Z czasem wiele się zmienia, ale ciągle motyw powraca, pozwalając obserwować zmiany, jakie zachodzą w stosunku inspektora do utraty. W pewnym momencie dochodzimy nawet do tego, że poczucie winy, które ogarnia Lewisa dotyczy tego, że zamiast dokończyć sprawę zajął się żałobą. Przy czym, tak jak mówiłam, te motywy są dość delikatnie rozsiane w całym serialu i (poza chyba dwoma momentami) służą do opisywania postaci, a nie do popychania do przodu akcji.
Pięć seriali, pięć różnych ujęć tego samego motywu. Bardzo ciekawe tak sobie porównać pomysły scenarzystów (i autorów), zwłaszcza że wszystko to są seriale dobre, bardzo dobre i świetne. Polecam z czystym sumieniem.
![I jeszcze Quirke na koniec spoilerów, bo taki stylowy.]()
I jeszcze Quirke na koniec spoilerów, bo taki stylowy.
***
Czy nasi bohaterowie wystarczająco dobrze radzą sobie ze stratą żony? No cóż, we wspomnianym na początku Wire in the Blood oglądałam ostatnio odcinek o panu, który radził sobie z tym problemem zabijając i masakrując kilka osób, więc jestem skłonna powiedzieć, że radzą sobie na pewno lepiej niż wielu innych.
Jeśli mam z powyższego wysnuwać jakiś wniosek, to chyba tylko taki, że lepiej jednak nie zostawać żoną detektywa (wszystko jedno czy zawodowego, czy hobbysty), bo ma się zwiększone ryzyko zgonu dla pogłębienia postaci małżonka. Nie mówcie, że Was nie ostrzegałam.
***
PS. A jak chcecie świetny serial z bohaterem, a nawet bohaterką, która nie dość że jest normalna, to jeszcze w zasadzie nie cierpi z żadnych specjalnych powodów, a straciła tylko starego ojca, za którym nie przepadała, to obejrzyjcie Verę.
![Naprawdę chcecie obejrzeć Verę.]()
Naprawdę chcecie też obejrzeć Verę.
—
* Doktorem Hillem nie będziemy się nim dziś zajmować, bo nie dość że zachowuje się dziwnie w sytuacjach społecznych, to jeszcze jest psychologiem a nie policjantem, więc pasuje jak ulał na telewizyjnego detektywa.
** Właściwie miniserial, ale pozwólcie że nie będę ich tu różnicować.
*** Przy okazji: pod żadnym pozorem nie czytajcie wpisu na Wikipedii o Colission. Tak jak zazwyczaj nie mam nic przeciw spoilerom, tak wiki zdradziła ten jeden jedyny szczególik, na którym trzyma się cały scenariusz, a który miło zobaczyć na własne oczy (i tak jak ja obruszyć się na Horowitza za robienie widzowi takich rzeczy!).
**** Hinterland nie omawiamy, bo główny bohater raczej nie stracił żony (przynajmniej o ile możemy wywnioskować z pierwszej serii), a poza tym to nie jest najlepszy serial. Chociaż ma piękne walijskie pejzaże i ludzi mówiących po walijsku. Nie to żeby był zły, ale fabularnie nie cieszy tak jak te wymienione.
***** Silence, mimo świetnego pomysłu i realizacji, raczej nie polecam, bo fabularnie jest tak durne, że aż żal.
![]()